Sokołowsko – tajemnice sanatorium doktora  Brehmera

Jest coś takiego, w tej małej wiosce ukrytej wśród wzgórz, że przyciąga ona jak magnes. Spokojnie, nieco sennie czaruje swoją przeszłością i pozwala na odkrywanie zakrytego duchem czasu i zmian piękna. Jeśli tylko pozwolicie otoczy Was swoją atmosferą i odkryje tajemnice nadzwyczajnej przeszłości.

Kiedyś

Ta niepozorna, spokojna wieś Görbersdorf do połowy XIX wieku nie wyróżniała się niczym wśród wielu posiadanych przez Hochbergów dóbr. W 1849 r. przybyła tutaj hrabina von Colomb, która zachwycona przyrodniczymi walorami tego terenu, namówiła swego szwagra doktora Hermanna Brehmera do utworzenia uzdrowiska. Tak właśnie w 1855 r. powstało pierwsze na świecie sanatorium dla gruźlików leczące metodą klimatyczno–dietetyczną opartą na spacerach, aktywnościach na świeżym powietrzu i odpowiedniej diecie. Leżakujący na tarasach i w parkach kuracjusze z całego świata korzystali głównie ze świeżego, górskiego powietrza, które miało mieć zbawienny wpływ dla ich zdrowia. Każdemu pacjentowi indywidualnie dobierano lekarza, ćwiczenia, kuracje wodne i dietę bogatą w mięso i warzywa, organizując dzień od świtu do zmierzchu. W późniejszych latach założenie zwane było “śląskim Davos”, choć to Davos powstało właśnie na wzór Sokołowska.

“Wielki gmach sanatorium było widać jak na dłoni prawie z każdego miejsca w Görbersdorfie. Jego mury z czerwonej cegły pięknie lśniły w jesiennym słońcu, a ostre wieżyczki, które udawały gotyk, skojarzyły się od razu Wojniczowi z igłą gramofonu, wydobywającą z płyty nieba ukryte w nim dźwięki.” Empuzjon, Olga Tokarczuk

W miejscowości powstały trzy zakłady lecznicze, pojawiły się wille personelu, budynki dla pensjonariuszy oraz liczne gospody i kawiarnie a także parki zdrojowe z bogatą infrastrukturą. Leczenie gruźlicy płuc, czy też jak ją zwano białej śmierci, trwało od kilku miesięcy do kilku lat, a sanatorium w czasach świetności było w stanie zapewnić miejsce prawie siedmiuset kuracjuszom. Pobyt nie należał do najtańszych, więc pozwolić sobie na niego mogli tylko co bogatsi Niemcy, Rosjanie, Austriacy, Francuzi, Szwajcarzy czy Polacy, którzy spędzając tu po kilkanaście miesięcy zapewnione mieli wszelkie możliwe rozrywki.

Jeśli chcecie wyobrazić sobie tą europejską mieszankę pacjentów, krajobraz jaki się tu malował, techniki leczenia i dania serwowane w kurhausach polecamy lekturę książki “Empuzjon” Olgi Tokarczuk. Ten przyrodoleczniczy horror, jak go definiuje autorka, pozwala zapoznać się z Sokołowskiem doktora Brehmera i tworzy klimat, który dodaje jeszcze nieco tajemniczości do wioski, jaką obecnie możemy oglądać.

Dziś

Miasteczko było tak schludne i ładne, że przypominało rysunek z puszki pierników…śliczne kształtne domy, a w oknach koronkowe firanki, w drzwiach piękne klamki, przed domami płotki, kwiatki, szyldziki, wszystko zadbane i odsprzątane…Kilka domów zbudowano z myślą o kuracjuszach, szczyciły się więc ozdobnymi balkonami, wykuszami i tarasami, niektóre w szwajcarskim stylu, z drewnianymi, pięknie zdobionymi gankami i werandami” Empuzjon, Olga Tokarczuk

Współcześnie pozostaje nam w wielu przypadkach użyć naszej wyobraźni, aby ujrzeć to uzdrowisko oczami głównego bohatera powieści. Prosperity skończyło się niedługo po pierwszej wojnie światowej, gdy znaczenie sanatoriów przeciwgruźliczych zaczęło spadać. Po po kolejnym wielkim konflikcie, który nastąpił niespełna 20 lat później oraz wysiedleniu rdzennych mieszkańców nazwę miejscowości zmieniono na cześć współpracownika Brehmera profesora Alfreda Sokołowskiego. Choć nie ucierpiała ona w wyniku działań wojennych, to niewykorzystywane budynki zaczęły stopniowo niszczeć i popadać w ruinę. Cześć całkowicie rozebrano w latach 70, a dodatkowo w 2005 r. pożar pochłonął imponujący gmach głównego uzdrowiska i miejscowość ponownie zniknęła w gąszczu podobnych wiosek.

Coraz częściej zaglądają tu jednak turyści przyciągani magnetyzmem dawnej świetności uzdrowiska, pięknymi budynkami oraz stopniową odbudową najpiękniejszych jego części. Od 2007 r. właścicielem dawnego sanatorium jest Fundacja Sztuki Współczesnej In Situ, która z mozołem pracuje nad jego renowacją. Dodatkowo tworzy w tym miejscu Międzynarodowe Laboratorium Kultury, mające na celu wspieranie działalności artystycznej i edukacyjnej. Sztandarowym projektem fundacji jest organizowany w Sokołowsku corocznie festiwal filmowy Krzysztofa Kieślowskiego.

Kinoteatr Zdrowie

Kieślowski nieprzypadkowo jest patronem wrześniowych festiwali, albowiem reżyser spędził tutaj kilka lat, ze względu na chorującego na gruźlicę ojca, a i on sam miał problem z płucami. To tutaj, można powiedzieć zauroczył się filmem, odwiedzając zdrojowe kino. Trzeba wspomnieć, że kinoteatr “Zdrowie” był częścią założonego sanatorium i od początku uatrakcyjniał pensjonariuszom pobyt licznymi recitalami, występami i koncertami, a w późniejszych czasach projekcjami filmowymi. Obecnie w budynku funkcjonuje Kino Kawiarnia, z przyjemnym klimatem, gdzie przysiądziecie na kinowych fotelach z kawą, kakaem lub grzańcem i zakupicie książki polskiej literatury z twórczością naszej noblistki na czele. Świetnie wykorzystany potencjał miejsca. Jeśli chcecie skorzystać ze studyjnego kina niczym reżyser “Dekalogu” musicie poczekać na festiwal, bądź inne organizowane tu filmowe wydarzenia.

Na przeciwko kina znajduje się dom, z tablicą upamiętniającą mieszkającą w nim rodzinę przyszłego reżysera. Warto zwrócić uwagę na jego architekturę. Drewniane balkony niewątpliwie kojarzą się z miejscowością uzdrowiskową. Zachęcamy do spaceru wzdłuż ulicy Gównej by odkryć wiele wspaniałych budynków z czasów świetności Sokołowska.

Atrakcje dla kuracjuszy/turystów

Górski kurort nadal jest uzdrowiskiem z zakładami leczniczymi i domami dla pacjentów. Obecny “Biały Orzeł” to dawne sanatorium doktora Römplera, przy którym możemy podziwiać drewnianą leżakownię na świeżym powietrzu i ogród zimowy z przeszklonym dachem. W pobliskim parku znajdują się rzeźby będące pamiątką po rozległym założeniu skrywającym kiedyś groty, altany, ławeczki do odpoczynku, stawy i fontanny, a nawet małe restauracje. W ogrodzie domu świętej Elżbiety przy ulicy Parkowej można dostrzec rzeźbę greckiej bogini Higjei – uosobienia zdrowia.

Idąc ścieżką dalej mijamy monument Waldquelle – czyli leśne źródło, z którego kuracjusze mogli skorzystać podczas spaceru. Imponujący element małej architektury jest w zadziwiająco dobrym stanie – widać nawet oryginalny cytat z Goethego zachęcający do odpoczynku i spożycia leczniczej wody (obecnie nie wskazane). Dalej droga prowadzi do małego stawu przy którym stoi cerkiew. Świątynia powstała w 1901 r. jako miejsce kultu dla przybywających tu licznie wiernych ze wschodu. Aktualnie pięknie wyremontowana cerkiew pod wezwaniem świętego Michała Archanioła jest użytkowaną świątynią parafialną dla wiernych obrządku prawosławnego.

Nieco dalej rozpoczyna się niebieski szlak prowadzący do schroniska Andrzejówka. Jeśli nim podążycie, po niespełna dziesięciu minutach znajdziecie zameczek Friedenstein. Te sztuczne ruiny powstały w celu urozmaicenia kuracjuszom tak zalecanych spacerów. Miały służyć schronieniu i odpoczynkowi podczas leśnych wędrówek i stanowiły też punkt widokowy. Obecnie to tylko zdewastowany obiekt, choć z wciąż z romantyczną nutką. Widoku przez zarośnięte wzgórze niestety już nie uświadczymy.

Po drugiej stronie budynku “Grunwald” przy ulicy Różanej zwraca uwagę oryginalny dom mieszkalny. To dawne obserwatorium meteorologiczne. Wybudowane w 1876 r. zamiast dachu miało taras do obserwacji nieba. Na końcu ulicy zobaczyć można imponującą Villę Rosa, odnowiony pensjonat sprzed 1876 roku, obok którego znajdował się służący odpoczynkowi Pawilon Humboldta.

W głębi parku możemy odnaleźć odremontowany grobowiec rodziny Brehmer. Szczątki słynnego lekarza zostały zbezczeszczone w 1945 r. i prawdopodobnie zakopane w okolicy przez miejscową ludność, a o fakcie tym przypomina skromna tablica na kamieniu. Twórca słynnego na cały świat uzdrowiska doczekał się godnego miejsca pamięci z wyrytym nazwiskiem i odtworzoną kratą z inicjałami.

“Gemutlich – szepnął do siebie Mieczysław, zadowolony, że przypomniał sobie pewne niemieckie słowo, które lubił szczególnie. Takiego słowa brakowało w jego języku. Przytulnie? Miło? Powracały doń też słowa doktora Sokołowskiego z czasów, kiedy ten zaczął go leczyć i zmagać się z jego apatią – że życie należy uczynić apetycznym. Tak, apetyczne, to lepsze słowo niż gemutlich, pomyślał Wojnicz…” Empuzjon, Olga Tokarczuk

I apetyczne to właściwe słowo, aby określić dzisiejsze Sokołowsko. Idealne na niespieszny spacer, bogate we wspaniałą historię i tajemnice tysięcy kuracjuszy. Apetyczne od pięknej architektury, poprzez klimatyczne Kino Kawiarnię oraz Kawiarenkę Smaków z rozgrzewającymi herbatami i aromatyczną pizzą, po ścieżki spacerowe z ukrytymi skarbami wielokulturowej przeszłości. Jeśli tylko pozwolicie oczaruje i Was swoją magią…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *