W tym niewielkim miasteczku, tuż po wojnie, bo już 8 listopada 1945 r. ruszył polski zakład odbiorników radiowych, znany później na całym świecie jako „Diora”. W latach największej prosperity pracę znalazło tutaj ponad 6600 ludzi, a produkty fabryki eksportowane były nawet za ocean. Ogromne zakłady demonstrowały siłę polskiej myśli technologicznej, a miasto rozwijało się prężnie. Jeszcze wcześniej, bo w XIX wieku, w Dzierżoniowie założono młyn, który należał do największych na Dolnym Śląsku i działał aż do 2016 r.! Co pozostało po wielkiej przemysłowej spuściźnie? Sprawdźcie razem z nami!
Historia Diory w Muzeum Miejskim
Jeśli chcecie rozpocząć przygodę ze zwiedzaniem w słuszny sposób warto swoje pierwsze kroki skierować do tej właśnie placówki. W ceglanej willi z 1897 r. należącej niegdyś do znanego dzierżoniowskiego przedsiębiorcy Hermanna Cohna, znajdziecie wystawy prezentujące historię miasta i okolic. Jedną z nich jest „Diora – legenda polskiej elektroniki”. Na stosunkowo niewielkiej powierzchni zebrano kilkadziesiąt odbiorników i to nie tylko radiowych. Warto bowiem zaznaczyć, że firma produkowała również telewizory, magnetowidy, wieże i głośniki. Oprócz tego zobaczyć można plan fabryki oraz sporo firmowych gadżetów reklamowych.
Wszystko zaczęło się w 1945 r. od Państwowej Wytwórni Lamp Radiowych, gdzie wykorzystywano jeszcze poniemieckie części, ale już w 1948 r. zaprezentowano „Pioniera” – pierwszy polski radioodbiornik. W tych latach otwarto tu również „Radiobudę” – szkołę, która w dalszym ciągu, od ponad 70 lat, kształci elektronicznych fachowców. W 1957 r. zakład zyskuje nazwę „Diora”, co jest anagramem wyrazu radio. Rok później z taśmy zjeżdża 2,5 milionowy odbiornik, a w kolejnych latach sukcesywnie pojawiają się nowe rozwiązania, z czasem pod szyldem Unitra-Diora. Przedsiębiorstwo rozpoczyna współpracę z firmami z Japonii, Francji czy Niemiec (Siemens). Wytwarzane sprzęty kilkukrotnie zdobywały medale na międzynarodowych targach elektroniki, świat podziwiał luksusowe wieże stereo czy radioodbiorniki. Wszystko prężnie działało do początku lat 90-tych i zmian ustrojowych, które nadeszły wraz ze zmianą systemu politycznego. Gwóźdź do przysłowiowej trumny dołożyło też otwarcie rynku na zachód i napływ tańszych sprzętów z zagranicy. W 1999 r. załoga liczyła już tylko 200 osób, a ostateczną upadłość ogłoszono siedem lat później. To co udało się ocalić lub co byli pracownicy zakładu podarowali miastu możecie obejrzeć właśnie tutaj. Na prawdę wielka historia, po której zostało stosunkowo niewiele, gdyż nie przetrwały maszyny ani zaplecze techniczne znajdujące się w zakładach. Warto więc docenić to, co udało się zebrać na muzealnej wystawie.
Koniecznie zaopatrzcie się w komiks „Historia zakładów radiowych Diora”, będzie doskonałą pamiątką z wycieczki. Można go zakupić w muzeum lub w informacji turystycznej w ratuszu.
Trakt Diory
Spacerując po mieście natkniecie się na stojące w kilku miejscach mosiężne radia w skali 1:1. To miejski „Trakt Diory”, który za zadanie ma przybliżyć historię i ewolucję produkowanych w Dzierżoniowie urządzeń. Przejście całego szlaku zajmie około 30 minut, gdyż wszystkie znajdują się w ścisłym centrum. Warto zacząć od budynku ratusza, gdzie znajdziemy „Pioniera” pierwsze polskie, powojenne radio. W sumie odbiorników jest na chwilę obecną 10, a „najmłodszym” jest wytwarzany od 1970 r. model DML-301. Bardzo pomysłowe!
Jeśli czujecie, że nie wyczerpaliście historii Diora do cna, to koniecznie przejdźcie się na ulicę Diorowską, aby zobaczyć co zostało z ogromnych zakładów, które kiedyś tworzyły małe miasteczko w mieście. Znajdował się bowiem tutaj żłobek, przedszkole, stołówka, biblioteka a nawet przychodnia lekarska. Sporo budynków już nie istnieje, a w małej, zachowanej części znajdują się sklepy i zakłady prywatne. Na jednym z budynków można, a wręcz należy obejrzeć pamiątkowy mural.
Młyn Hilberta
Ciekawostka na skalę krajową! Jedyny w Polsce młyn z zachowanym kompletnym, przedwojennym wyposażeniem! Maszyny mogłyby właściwie ruszyć nawet i dzisiaj by śmiało wsypać do worka wybrany rodzaj mąki. Obiekt powstał w 1868 r. z inicjatywy rodziny Hilbertów zajmującej się młynarstwem na Śląsku i w jej rękach pozostał aż do II wojny światowej. Polska produkcja była prowadzona tutaj z przerwami aż do 2016 r., by następnie młyn został przejęty przez Fundację Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego Śląska wraz z całym wewnętrznym parkiem maszynowym.
Dzięki temu obecnie możemy zwiedzić budynek od parteru aż po dach i to najczęściej w towarzystwie jednego z byłych pracowników, dla których żadna z maszyn nie stanowi sekretu! Spacerując po poszczególnych piętrach poznamy etapy produkcji mąki, jej rodzaje, sposoby pakowania, zasady obowiązujące na terenie zakładu czy innowacyjne sposoby transportu worków oraz działanie dawnych systemów przeciwpożarowych. Wycieczka jest dość „techniczna” – oglądamy budynek z zewnątrz i wewnątrz, trochę dziwiąc się jak skomplikowanym przedsięwzięciem było wytwarzanie surowca na chleb. Nadal czuć unoszący się w powietrzu zapach mielonego zboża, a cała trasa da nam obraz procesu produkcji od ważenia, aż po pakowanie gotowego produktu by mógł ruszyć w drogę do nabywców. Podczas oprowadzania dzieci mogą poszukać pieczątek, za zebranie których otrzymają drobny upominek po ukończeniu zwiedzania. Każdy może dostać natomiast pamiątkowe opakowanie dzierżoniowskiej mąki i sprawdzić swoją znajomość jej typów.
Miasto
Odwiedzając muzeum, czy młyn nie zapomnijcie o spacerze po mieście. Warto zacząć od ratusza, na którego wieżę można się wspiąć, aby spojrzeć z góry na całą okolicę. Znajduje się tu też informacja turystyczna, gdzie zaopatrzycie się w pamiątki i mapki, bo oprócz szlaku Diory można miasto zwiedzać Traktem Smoka! Na stronie Urzędu Miasta Dzierżoniowa znajdziecie mapę oraz krótkie audio (czytane przez Tomasza Knapika) do każdego z 19 przystanków na jego trasie, przedstawiające najważniejsze zabytki miasta. Tych, jak na niewielkie miasteczko jest całkiem sporo: wspomniany ratusz, kościoły (w tym pochodzący z 1258 r. kościół św. Jerzego – najstarszy budynek w mieście), synagoga, sukiennice, wieża ciśnień, czy mury obronne. A skąd Smok w Dzierżoniowie? O tym już krążą legendy, ale dość powiedzieć, że poradził sobie z nim święty Jerzy, czego dowodem jest herb miasta z nim właśnie i zielonym smokiem u stóp… Bestia najwidoczniej walkę przetrwała, bo dziś prowadzi małych i dużych turystyczno-historycznym szlakiem odkrywając miejskie sekrety.
Naszym zdaniem obowiązkowo trzeba zwrócić uwagę na miejskie mury. To co możemy dzisiaj zobaczyć to około 70% zabudowy pochodzącej z XIV i XV w. Co ciekawe mają one dwa pierścienie -zewnętrzy i wewnętrzny. Warto przespacerować się wzdłuż nich podziwiając zachowane baszty, wały ziemne oraz przejść przez bramy, aby znaleźć się pomiędzy pierścieniami umocnień. Kilka wieków później w owe bramy wbudowano portale z XIX wiecznych kamienic, na jednym z nich możemy nawet dostrzec świętego Jana walczącego ze smokiem.
Niewiele jest takich miast na mapie Dolnego Śląska. Miast mało znanych w Polsce, ale które swoją historię potrafią turystycznie wykorzystać w tak ciekawy sposób. Śmiało spędzicie tutaj cały dzień eksplorując największe zabytki w towarzystwie Smoka, poszukacie śladów znanej niegdyś na całym świecie firmy Diora, udacie się do młyna, aby sprawdzić jakość tutejszej mąki, wejdziecie się na ratuszową wieżę i miejskie mury wyobrażając sobie życie w średniowiecznym mieście. Do tego w przerwie przysiądziecie w rynku zajadając się lodami lub odpoczniecie na sporym placu zabaw przy zabytkowych murach. Koniecznie uwzględnijcie Dzierżoniów w swoich podróżniczych planach dolnośląskich wojaży, gdyż może on Was przyjemnie zaskoczyć!