Śladem biskupów śląskich – Otmuchów, Paczków, Głuchołazy

Na naszych ostatnich wyprawach oddaliliśmy się trochę od naszego województwa, ale nie opuściliśmy Śląska. Wprost przeciwnie, bo wybraliśmy się w rejony, które stanowią kolebkę śląskości i odkryliśmy miejsca, w których nie król rządził, nie książę, a biskup. Mowa bowiem o byłym księstwie nysko-otmuchowskim gdzie tym razem Was zapraszamy.

Granica świętego Jana

Prawdziwa perełka na Śląsku, a nawet i w całej Polsce! Sześć monolitów – dwumetrowych, kamiennych słupów z wyrytymi inskrypcjami to niezwykły świadek historii, który zrobi na Was niemałe wrażenie. Są to oryginalne znaki graniczne, jakie postawiono na tym terenie około 1290 r. kończąc spór o uznanie biskupiej władzy nad ziemią nyską. Odtąd aż do 1945 r. każdy biskup wrocławski miał tytuł książęcy, a monolity postawiono właśnie wyznaczając granicę nyskiego księstwa. Na imponujących kamieniach znajdziecie napis: TMI SCI IOHIS ( Termini Sancti Iohanis – granica świętego Jana, od patrona wrocławskiej katedry), znak pastorału – symbolu biskupiej władzy i znak X – symbol oznaczania granic. Słupów pozostało tylko sześć i nie wszystkie leżą w łatwo dostępnych miejscach, choć część z nich nadal wyznacza granicę, tym razem województwa dolnośląskiego i opolskiego.

Najłatwiej znaleźć słup przy drodze Starczówek – Lipniki. Zabezpieczony jest on niewysokim ogrodzeniem z tablicą informacyjną. Drugi do jakiego dojechaliśmy znajduje się wśród pól niedaleko Chróściny. Jeśli szukacie pomysłu na mieszaną samochodowo-pieszą wycieczkę po okolicy to odnajdywanie siedemsetletnich monolitycznych słupów granicznych będzie doskonałą propozycją!

Otmuchów – biskupi zamek

Zaczynając od początku działalności biskupów na tych terenach odwiedzamy Otmuchów, datowany na XII wiek gród kasztelański. Wyróżnia się on górującym nad miastem zamkiem, który nie dla króla wybudowano, ale dla biskupa właśnie. Warto przypomnieć, że w średniowieczu Kościół miał w Polsce znaczną władzę, a biskupi liczne przywileje, z których chętnie korzystali w swoich miastach. I choć Otmuchów stracił na znaczeniu jako siedziba główna biskupstwa w XV w., to pozostał letnią rezydencją, z której chętnie korzystali. Warownia otmuchowska ma wszystko to, co mieć powinna: wzgórze, grube mury z bramą wjazdową, dziedziniec ze studnią, ogród i wieżę. Co prawda wieża jest jedynym miejscem w zamku udostępnionym turystom (5 zł), ale warto się na nią wspiąć by podziwiać panoramę miasta i okolicy, a przy okazji zobaczyć unikatowe „końskie schody” przy wejściu do zamku. W pozostałych, nieudostępnionych turystom zabudowaniach mieści się hotel i restauracja, ale sam spacer po malowniczym dziedzińcu i okolicy murów pozwoli ciekawie spędzić czas.

Z zamku warto wybrać się do leżącego u jego stóp miasteczka by zobaczyć rynek z małymi kamieniczkami, barokowym kościołem św. Mikołaja i Franciszka Ksawerego, a także stojącą obok kolumną Maryjną z 1734 r. ale przede wszystkim zobaczyć ratusz. Ten renesansowy budynek słynie z pięknej sgraffitowej dekoracji i zachwycającego XVI-wiecznego słonecznego zegara.

Paczków – mury miejskie i gaz

Ruszamy dalej i wypatrując charakterystycznych wież kierujemy się do Paczkowa, kolejnego miasta związanego z polityką biskupów wrocławskich. Można bowiem śmiało powiedzieć, że w owych czasach prowadzili oni intensywną akcję kolonizacyjną na tych ziemiach lokując wsie i miasta, a jako że blisko stąd było do granicy najczęściej z dwoma, albo i trzema państwami, Paczków został silnie ufortyfikowany. I tutaj ciekawostka na miarę krajową 😉 gdyż obecnie miasto otoczone jest regularnym owalem murów miejskich o długości aż 1200m! A jakby było komuś mało to podziwiać można również 19 baszt i 3 wieże bramne, dzięki czemu miasto bywa nazywane polskim Carcassonne. Na szczyt Wieży Wrocławskiej można się wspiąć (kiosk położony obok udostępnia klucze, bilet można nabyć za 4 złote), a i sam spacer wzdłuż murów robi wrażenie.

Stojący na wzgórzu i górujący nad miastem kościół ma nietypową konstrukcję wynikającą z jego dodatkowej, dość niesakralnej funkcji. Świątynia ta uznawana jest bowiem za najsłynniejszy kościół warowny Europy Środkowej. Budowę murowanego kościoła rozpoczęto w 1350 r. ale swój obecny, dość niezwykły kształt zawdzięcza ufortyfikowaniom z XVI wieku, kiedy to w obawie przez najazdem Turków przekształcono go w budowlę warowną. Warto zwrócić uwagę na dach z murami tarczowymi zwanymi “jaskółczymi ogonami”. Kolejną ciekawostkę świątynia skrywa w środku, a jest nią jedyna w Europie studnia wewnątrz kościoła. Zwana “tatarską” studnia miała stanowić źródło wody pitnej w razie oblężenia przez wrogie wojska, a legendy mówią, że mogła być również schronieniem dla mieszkańców. Na szczęście najeźdźcy z południa do Paczkowa nigdy nie dotarli i kościół nie musiał korzystać ze swych warownych udoskonaleń.

Koniecznie zajrzyjcie na rynek z ratuszem z XV wieku, makietą starego miasta oraz do Muzeum Gazownictwa. Placówka założona została w budynkach miejskiej gazowni, gdzie zachowały się w całości urządzenia do produkcji gazu ziemnego. Co więcej lampy gazowe na terenie placówki nadal działają, a w zbiorniku gazu znajdziemy największą kolekcję gazomierzy w Europie. Intrygujące?

Paczkowska gazownia w latach 1902 – 1977 dostarczała paliwo głównie do oświetlania ulic, napędu pomp wodociągowych oraz kuchenek. Obecnie w placówce przenosimy się w czasie do przełomu XIX i XX w. by obejrzeć wszystko to, co do działania potrzebowało gazu. Jak okazuje się nie chodzi wyłącznie o lampy, kuchenki i kaloryfery. Zobaczycie tutaj gazowe żelazka, lokówki do włosów, zamrażarki, silniki gazowe, piece przepływowe ciepłej wody, zwane popularnie “junkersami” czy palarkę kawy, a przewodnik z pełnym zaangażowaniem opowie Wam historię niejednego z tych sprzętów. Najdłużej utkniecie jednak w wielkim zbiorniku gazu podziwiając jego samego oraz gazomierze o różnej wielkości i kształcie, składające się na największą tego typu kolekcję w Europie. Zobaczycie ciekawie zaaranżowane pomieszczenia domowe jak kuchnia, czy łazienka oraz salonik konferencyjny z ekspozycją wiszących lamp. Będziecie świadkiem spektaklu ognia i dźwięku, gdzie sami możecie zaśpiewać aby zobaczyć tańczące do rytmu płomienie. Świetnie wykorzystany potencjał!

Złote Głuchołazy

Powracając na szlak biskupi w następnej kolejności trafiamy do Głuchołaz założonych oczywiście przez biskupów wrocławskich po odkryciu w tutejszych górach… złóż złota! Gorączka trwała tutaj do XV w., a cztery stulecia później odkryto kolejną „żyłę złota” jaką została woda. Chodzi bowiem o wodolecznictwo i Czecha Vincenta Preissnitza, któremu kuracjusze zawdzięczali natryski wodne, a my nazwę prysznica 😊. Miasto zyskało status uzdrowiska, powstały sanatoria, rozwinęła się turystyka. Oczywiście, tradycyjnie już, prosperity przerwało wejście sojuszniczej armii spod czerwonej (choć bardziej pasowałoby ciemnej) gwiazdy, a po wojnie niestety władzom komunistycznym nie zależało na działalności uzdrowiskowej i Głuchołazy straciły ten status. Obecnie trwają prace nad powrotem do tej tradycji, czemu służy między innymi rewitalizacja Parku Zdrojowego i wybudowanie tężni solankowej w jego okolicy. Sam park położony jest na terenie dawnych wyrobisk złota i dla zainteresowanych wytyczono przez niego siedmiokilometrowy Szlak Złotych Górników sprzyjający odkrywaniu miejsc związanych z wydobyciem drogocennego kruszcu. My poszliśmy jednak na skróty, wzdłuż Białej Głuchołaskiej zaraz obok mostu kolejowego i wiszącego pieszego (chodzi oczywiście o budowlę) gdzie wytyczony jest deptak dla kuracjuszy.

Znajdziemy na nim wydrążoną częściowo ze starego korytarza wydobywczego grotę, źródełko oraz ukryte i zasypane wyrobiska. Wracając do parku jest on pięknie zrewitalizowany. Posiada malownicze mostki, punkt widokowy, miejsca na odpoczynek, siłownię, plac zabaw dla dzieci mniejszych i większych, oraz miejsce do… płukania złota. Ciekawy park na spokojny i rodzinny relaks. Jest w nim też wyznaczone miejsce, gdzie można zamoczyć stopy w ramach hydroterapii, ale nie zdecydowaliśmy się sprawdzać czy ta metoda działa.

Po spacerze polecamy pyszną kawkę i świeże gofry w malowniczej kawiarni Amorek przy parku a następnie krótką wycieczkę po mieście gdzie znajdziemy trzynastowieczny kościół z wczesnogotyckim portalem, fragment murów obronnych ze studnią na dziedzińcu byłego wójtostwa, wieżę Bramy Górnej i pięćsetletnią podwójną lipę w samym środku zabytkowego układu urbanistycznego miasta.

Warto wspomnieć, że herb Głuchołaz to głowa kozła z krętymi rogami, nawiązująca do historycznej nazwy miasta a mianowicie Ziegenals – Kozia Szyja. Przechadzając się po centrum patrzcie pod stopy, bo można go tam spotkać.

I tak to kończymy naszą podróż po śląskich miastach śladami świetności związanej z działalnością biskupów. Trzeba przyznać, że dzięki nim jest co podziwiać choć wielka szkoda, że miasta te tak bardzo ucierpiały zarówno w trakcie jak i po II wojnie światowej w wyniku późniejszych działań rządu polskiego. Mamy jednak nadzieję, że obecne starania miast mające na celu rewitalizację zabytków pozwolą cieszyć się w przyszłości kolejnymi wspaniałymi miejscami na rodzinne podróże i odkrywanie przeszłości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *